Autor Wiadomość
moździerz 220mm
PostWysłany: Śro 22:01, 14 Gru 2005    Temat postu:

-Coś do zrobienia... A! Właśnie!- Dreakow zerwał się z podłogi. Podszedł do leżących w kącie zwłok maga. Wyjął jakąś fiolkę z za pasa i rozerwawszy szatę maga na plecach i zaczął wyciągać strzały z pleców trupa. Rany polał płynem z fiolki.
-Możesz już wrócić- powiedział jakby... do zwłok maga.
Żyletka
PostWysłany: Czw 21:16, 24 Lis 2005    Temat postu:

Po kilku godzinach stania w progu chaty i badania wzrokiem okolicy (nie mogąc znieść smrodu w chacie krasnoluda) Ellennai z ulgą zauważa, iż towarzysz jest już przytomny.
- Ależ nie mam czego wybaczać... Wypadałoby teraz zdecydować, czy zabieramy się stąd jak najszybciej, czy zostało coś do zrobienia... Konie są syte i wypoczęte, gotowe do drogi...
moździerz 220mm
PostWysłany: Pon 23:20, 21 Lis 2005    Temat postu:

Dopiero po kilku godzinach leżący na ziemi Drakeowl poruszył się. Drgnął, po czym powoli uniósł się na rękach. Oparł się o ścianę siedząc.
- co się... - weszeptał ledwie słyszalnie i chwycił się za głowę. Spojrzał na skrępowanego zmasakrowanego krasnoluda, potem na elfkę z błyskiem w oku.
- Źle się stało że to widziałaś... nie tak to miało być. Wybacz mi...-
Żyletka
PostWysłany: Pon 11:09, 21 Lis 2005    Temat postu:

Spoglądając nieufnie na jęczącego krasnoluda, Ellennai, używając tego, co wcześniej krępowało jej ręce i nogi, związuje go najmocniej jak potrafi.
Postanawia poczekać, aż Drakeow odzyska przytomność (i oczywiście wyjaśni jej co zaszło). Ledwo powstrzymując odruchy wymiotne rozgląda się po chacie Dolpha. Odnajduje "swój" łuk i strzały, jednak rezygnuje z zaopatrywania się w prowiant na drogę po tym co zaszło kilka chwil temu...
moździerz 220mm
PostWysłany: Pon 0:57, 21 Lis 2005    Temat postu:

...które po sekundzie coś wyrwało mu z dłoni. Krasnoluda w tym czsie rzuciło na ścianę plecami, uniosło do góry i odwrociło do góry nogami. Latające w około niego kawałki drewna przygowździły jego kończyny do ściany, tak jakby się do niej przykleiły. Jedna z unoszącech się nadal szczap rozpadła się na malutkie drzazgi które tworząc istny wir podleciały do celu i zaczęły wbijać się w całe jego ciało. Jakimś trafem najwięcej trafiło pod paznocie. Po chwili potężne palce Dolpha zaczęły po prostu pękać... Nie miał on jednak szansy na jakikolwiek krzyk czy złorzeczenie, bo jego język też został naszpikowany, więc słychać było tylko nieartykułowany, pusty dźwięk wydobywający się z gardła nieszczęśnika. Nagle wszystko się skończyło. To co zostało z krasnoluda opadło na ziemię i zwinęło się w jęczący kłębek. Szczapy drewna spadły dookoła niego...
- no i ma za swoje- powiedział słabym, łamiącym się głosem Drakeow który przez cały czas unosił się nad ziemią. Teraz nagle upadł i leży nieprzytomny na podłodze...
Mutablesoul
PostWysłany: Sob 21:13, 19 Lis 2005    Temat postu:

Drzwi skrzypnęły, do izby wszedł Dolph trzymając wiadro wody w jednej ręce a w drugiej kilka szczap drewna...
Żyletka
PostWysłany: Sob 12:32, 19 Lis 2005    Temat postu:

Ellennai szarpiąc się, spogląda oniemiała na Drakeowa... Zaraz potem wygina się, i związaną ręką wyciąga z buta sztylet, którym sprawnie rozcina więzy. Nie ma jak elficki wyrób... Wyciąga szmatę z ust, uśmiecha się i mówi do towarzysza:
- Chyba nie pozwoliłbyś mi przegapić takiej zabawy, co?
moździerz 220mm
PostWysłany: Sob 12:23, 19 Lis 2005    Temat postu:

Drakeowl spojrzał na elfkę wielkimi jak spodki oczyma. Z jego ust wyrywa się krótki jęk zduszony kneblem, ale... już po chwili szmata w miejscu ust zaczyna się żarzyć i po chwili jej tlące się resztki opadają na ziemię.
- To jest tak głupie że nie wiem czy wypada mi się śmiać... Czy ci wszyscy oddani złu mordercy z pomieszaniem myśli nie widzą jacy są żałosni i śmieszni?- powiedział drakeow ztaczając się z łóżka i lądując na klęczkach tuż obok niego. W miejscach więzów, na przegubach dłoni widnieją ślady jakby ktoś osmalił je świecą. Ubranie w tych miejscach jest nadpalone.
- No niech wreszcie przyjdzie... - Drakeow uniósł się kilkanaście centymetrów nad ziemię i zawisł w pozycji jakby szykował się do tego by opaść na ziemię na ugiętych nogach.
Gdzieś w pobliżu, na zewnątrz słychać odgłos, jakby koń usilnie próbował się skradać...
Mutablesoul
PostWysłany: Pią 21:11, 18 Lis 2005    Temat postu:

...w krzakach, z prawą dłonią przybitą do drzewa, leżał zemdlony młody chłopak. Widocznie kompan martwej dwójki...

I krasnolud poprowadził Drakeowa (ze skrępowanym młodzianem na swym koniu) i Ellennai (z ciałem maga na swojej klaczy) w las... Biegł szybko i pewnie prowadził bohaterów coraz głębiej. Puszcza coraz bardziej się zagęszczała i wkrótce musieli zejść z koni. Dolph prowadził zdecydowanie i bez wątpliwości pomimo ciemnej nocy, pogłębionej gęstymi koronami drzew. Po pół godzinie wszyscy dotarli do małej polanki rozświetlonej światłem księżyca. Stał tam dom z drewnianych bali, z dachem pokrytym ziemią i darnią. Dom miał kształt prostokątny, bez okien, wchodził lekko tylną ścianą we wzniesienie. Drzwi z prawej strony, zaraz na skraju, zamknięte na gruby łańcuch i kłódkę. Krasnolud otworzył je, wszedł do środka i zapalił kilka lamp. Wnętrze było dość ciemne, z lekkim smrodkiem stęchlizny i wilgoci. Jedna, prostokątna izba z łóżkiem pod lewą ścianą, piecem w kącie prawej i mocnym, drewnianym stołem i ławą na środku. Na lewej ścianie zawieszone były długie półki od podłogi do sufitu. Izba niezbyt wysoka. Na tylnej ścianie znajdowała się wnęka z dużą balią, służącą do prawdopodobnie kąpieli i jeszcze jedne drzwi, też zamknięte na kłódkę...

-No! Witajcie w moim skromnym chlewie. Hahahaa... Tak... nie jest tu może zbyt przytulnie i luksusowo, ale dyskretnie i na uboczu. Ależ gdzie moje maniery! Jesteście moimi gośćmi i musicie spróbować mojego rodzinnego specjału! (Dolph bierze butelkę z półki i nalewa do dwóch glinianych kubków) Proszę, wódka na ziołach i miodzie według starych receptur, rozgrzeje was zanim napalę w piecu, bo się zimno robi.

Trunek ma faktycznie bardzo rozgrzewające działanie, słodko-miodowy smak lekko stonowany gorzkimi ziołami. Po wypiciu robi się ciepło i przyjemnie, Drakeow i Ellennai prawie przestają czuć stęchliznę w powietrzu, a ich powieki stają się takie ciężkie, opanowuje ich przyjemne uczucie odprężenia...

...Kiedy zaczynają się wybudzać z lekkim poczuciem „przymulenia”, krasnolud pogwizdując poleruje duży, ostry nóż. Na stole leży zimy mag, oni, ze związanymi nogami, rękami i kneblami leżą na łóżku, zaś w otwartych teraz drzwiach przeciwległej ściany, wisi młodzieniec. Wisi do góry nogami, ze związanymi na plecach rękami. Szamocze się... Dolph pogwizdując cały czas jakąś sprośną piosenkę, podchodzi do młodziaka i wymierza mu kopa w twarz. Młody pewnie połknąłby kilka własnych zębów, ale pozycja mu nie pozwala, więc dynda się na linie krztusząc. Jego twarz jest już bardzo czerwona, a żyły mocno nabiegłe spływającą krwią. Krasnolud wyciąga z wnęki balię i pcha pod ścianę koło tajemniczego pomieszczenia.

-Widzicie, zazwyczaj robię to do wiadra, ale wasza trójka to razem jakieś 15 litrów, no i się nie zmieści. Taaaaak. Hehehee! Wybaczcie, że zaczynam od tego smarka, ale dawno nie trawiło mi się tak młode mięsko, a poza tym tak słodko spaliście, że nie chciałem was budzić. Hahahahahahaaaa... Taaak... U mnie będziecie bezpieczni jak pod grobową deską! Uhuhu... Uwielbiam ten dowcip!

Wchodzi do „komórki” i wyciąga duże wiadro. Podstawia je pod głowę młodzieńca i bezceremonialnie podrzyna mu gardło swoim nożem. Krew tryska na ścianę, ale zaraz potem wartkim strumieniem spływa do wiadra. Dolph wyciera noż pogwizdując.
Po kilkunastu minutach, gdy chłopak zrobił się blady a wiadro się zapełniło, wylewa jego zawartość do balii. Potem wyciąga z komórki drugą balię i podstawia ją pod ciało...

-Teraz będzie moja ulubiona część, oczywiście zaraz po konsumpcji... hehehe...

Krasnolud sprawnym ruchem przesuwa ostrze noża wzdłuż brzucha i klatki piersiowej, potem robi jeszcze poprzeczne nacięcie łona, wkłada dłonie w „szczelinę” i mocno rozchyla... Zaczyna po kolei, organ po organie wyciągać wnętrzności, zastanawiając się na głos co z czego przyrządzi. Gdy kończy, przystępuje do dalszego oprawiania. Robi kilka nacięć w różnych miejscach ciała i płat po płacie ściąga skórę z chłopaczka. Kolejne fragmenty lądują w balii...

-Jej! Z tego wszystkiego zapomniałem wstawić wody na zupę, no i jeszcze troszkę drewna by się przydało. W końcu czeka mnie sporo gotowania! Heheheee... Taaak... A resztę, to chyba będę musiał zasolić i zostawić na zimę.

Dolph bierze wiadro spod stołu i wychodzi...
moździerz 220mm
PostWysłany: Czw 2:06, 17 Lis 2005    Temat postu:

- No dobra koniec z pogaduchami... - zaczął Drakeow, ale przerwał mu świst strzały która wypadła z pomiędzy pobliskich zarośli. Mężczyzna odruchowo wycelował w tamtą stronę z kuszy trzymanej w ręku, od razu nacisnął spust. Bełt popruł w kierunku celu. Po ułamku sekundy rozległ się stuk wbijanego w drzewo pocisku. Równocześnie bohaterowie uslyszeli krótki zduszony okrzyk, a potem jęk bólu który natychmiast ucichł...
-No więc... sprawdźmy kto tam był... a może jeszcze jest, i może nam coś powie o osobach które mnie szukają...-
Żyletka
PostWysłany: Czw 2:05, 17 Lis 2005    Temat postu:

- No dobrze, chyba raczej wezmę maga, wydaje się lżejszy, a Twój koń, panie, może chyba udźwignąć nieco więcej niż moja klacz...
Elfka głęboko wzdycha, zrezygnowana, w duchu zastanawiając się, co ją podkusiło żeby akurat dzisiaj odwiedzić karczmę.
- Ach, zapomniałabym... Może ja się przedstawię... Nazywam się Ellennai a moja klacz Spea...
Mutablesoul
PostWysłany: Czw 2:04, 17 Lis 2005    Temat postu:

Krasnolud wyszedł z karczmy obgryzając nogę wieprzka, który w czasie zamieszania cały czas spokojnie smażył się na rożnie.

-Oho! U mnie będziecie bezpieczni, jak pod grobową deską! Hahahahaaa!
Uwielbiam ten dowcip. Hehehee... Domyślam się, że pani wolałaby jechać ze sztywniakiem, bo co prawda zimny, ale nie śmierdzi jak ja... jeszcze! Hehehee... Dobra, koniec tych pogaduszek, na którego konia mam się gramolić? Z resztą, to nie ważne, bo dłużej jak pół godziny nie ujedziemy. Dalej las jest tak gęsty, że trzeba będzie zleźć...
moździerz 220mm
PostWysłany: Czw 2:04, 17 Lis 2005    Temat postu:

Widząc że elfka wyszła już pierwsza z karczmy i nic się jej nie stało, co dowodziło że przed wejściem nie czaił się żaden zbir, przeżucił sobie zwłoki maga przez ramię, a w wolną rękę wziął kuszę elfki. Kopniakiem otworzył drzwi.
- To prowadź w twe progi przyjacielu! - zwrócił się do krasnoluda - Ale i tak będziemy musieli ulotnić się jak najszybciej stąd... To znaczy konno... Wiem że zapewne to dla ciebie żadna przyjemność, ale dla dobra twojego zadka radziłbym...

Wyszedłwszy z karczmy widzące elfkę przy boku swego konia, podszedł i cicho, mimo wszystko gdzieś tu mogła być reszta zbirów, powiedział
- Musisz wybrać z kim chcesz jechać na swym koniu... z naszym brodatym przyjacielem, czy z tym zimnym magiem... Mogłabyś oczywiście pojechać w swoją stronę, ale myślę że najbespieczniej jednak będzie w domostwie krasnoluda.
Żyletka
PostWysłany: Czw 2:03, 17 Lis 2005    Temat postu:

-Szkoda, że tak to się skończyło... Nie lubię patrzeć na śmierć elfa... Ale ten pan się chyba nie obrazi, kiedy sobie to pożyczę...?

Elfka mówiąc to, zabiera trupowi łuk i kołczan strzał, które następnie przytwierdza do siodła karej klaczy pasącej się nieopodal karczmy.
Mutablesoul
PostWysłany: Czw 2:02, 17 Lis 2005    Temat postu:

-Też mam konia, a się nie chwalę. Wielki ogier siedzi sobie cichcem w moich gatkach! Hahahahaa... Daleko nie zajedziemy we trójkę na objuczonym koniu. W dodatku jeśli ta parka ma gdzieś tu kompanów, to na pewno nas dogonią. Kiepska sprawa, ale ja mam chatę o dwie godziny marszu stąd. Mała rudera w gęstym lesie, daleko od głównych traktów. Pod osłoną nocy damy radę! Co wy na to! Hę...?

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group